czwartek, 20 marca 2014

Nie ma Londynu, jest tylko Lądek Zdrój

Z okazji rozpoczynającej się dziś astronomicznej wiosny pokusiłam się o małe wspomnienie wyprawy, którą odbyliśmy kilka lat temu właśnie w okolicy dwudziestego marca. Z mojego doświadczenia wynika, że najpiękniejsza wiosna jest właśnie tam - w Wielkiej Brytanii (ach, co tam nie jest najpiękniejsze?:>). Do tej pory nie wiem, jak udało nam się wyrwać z codziennej rutyny aż na tydzień i spędzić tak cudowny czas z naszą Miką:* Dzięki:) Te zdjęcia znalazłam ostatnio całkiem przypadkiem, chociaż być może w życiu nic nie dzieje się przypadkowo... Zrobione naszym poczciwym zenitem - UWIELBIAM:)



















Powrót do Lądka dopiszę chyba do mapy marzeń:)

czwartek, 6 marca 2014

Wiosna cz. 2

Tym razem fotorelacja z zawiośniania mojego domostwa:D Biały Amarillo w tym roku nie zawiódł, a jego zeszłoroczna sesja do obejrzenia tutaj. Amarylisy podobają mi się jedynie, kiedy wypuszczają te swoje pąki - uwielbiam cały proces aż do przekwitnięcia. A potem? A potem leję w nie nawóz bez pamięci (czytaj: o ile pamięć nie zawiedzie i podleję je w ogóle):D Nie lubię tych doniczek z długaśnymi liśćmi zasłaniającymi okno. Po prostu. Ale w tym roku moja niewielka kolekcja dała czadu i odwdzięczyła się za ten nawóz:) wynik? 5:7. Pięć kwiatów na 7 cebul. Czad:):)












Jestem uzależniona od cukru i słodyczy. Nie pomaga to w odchudzaniu. Ale pomaga w poprawianiu sobie humoru i zwiększaniu energii życiowej;) Tym razem na tapetę poszedł przepis z tego wydania magazynu Green Canoe Style (str. 181). Przedstawiam Meduzę w moim wydaniu. Mniam!








A jak u Was z wiosnowaniem?


środa, 5 marca 2014

Zawiosnujmy tego bloga!

Ten sezon ogrodowy rozpoczynamy z Endim wyjątkowo wcześnie. Dlaczego? Dlatego, że jesteśmy fest napaleni, jak to określił mój szanowny małżon i współrolnik. Regularnie monitorujemy postępy budzących się roślin i dojrzewającego kompostu (którego pieszczotliwie nazywamy gnojem:D). Nasze ziemne skarby też już nie wytrzymują presji słońca i puszczają soki, wychylają dzióbki i czubeczki, grubieją, aż miło:D Nasza stara poczciwa działka, usytuowana na końcu alei wśród wielu innych ogródków działkowych, pod lasem i w sąsiedztwie (niestety!!!) świetnie prosperującego złomowiska jest dla mnie miejscem, w którym czuję się szczęśliwa. Dopada mnie tam jakaś taka euforia, błogostan, świadomość szczęścia trudna do opisania i właściwie do poczucia. Takie coś to jeszcze na wrzosowiskach w Yorkshire mi się zdarzyło, niestety nasza działka z 4 wrzosami na krzyż się nie umywa haha. Ale jest takim zwykłym codziennym celem wypraw, gdzie można poczuć się po prostu jak u siebie, jak we właściwym miejscu. Ach, marzy mi się przydomowy ogród z prawdziwego zdarzenia, w którym  będę mogła wypić kawę o poranku i pochodzić boso po trawie (uwielbiam!). Jak sobie umyślę posłuchać ptaków i sprawdzić, czy krokusy już kwitną, to nie będę musiała się pakować do auta i chodzić po piętrach. Po prostu wyjdę z domu:):) To marzenie się spełni. Niczego nie jestem taka pewna, jak tego:D










A tu się pochwalę:D Doczekałam się swoich przebiśniegów:D Maleńkie cebulki kupiłam dwa sezony temu w markecie na literę B. Kosztowały może piątaka. W zeszłym roku nie kwitły, tak jak się spodziewałam, bo były zbyt małe. Zapomniałam nawet, gdzie je wsadziłam. A w tym roku dałam się im zaskoczyć. Trzy śliczności:D

Wiosno, no chooodź:)

wtorek, 4 marca 2014

Tak się kocha teściową:)

Jakby ktoś nie wiedział, to teściową kocha się tak:





że się dla niej robi na urodziny hendmejdowy wymarzony prezent. Teściowa z tytułu postu to teściowa Endiego, a moja mamusia :D, dlatego tak chętnie dzielę się fotoreportażem z pobytu riby w naszym lokalu mieszkalnym. Jej historia również do przeczytania w wirtualnej pracowni Endiego. Zapraszam!