czwartek, 26 czerwca 2014

Truskawkowa fiesta

Truskawki takie pyszne w tym roku i w takim nadmiarze:D Ile się da pcham do brzucha na surowo (no dobra, lubię sobie w cukrze umoczyć:>), resztę przerabiam na koktajl truskawkowo-bananowy i truskawkowy crumble. W sumie nie widzę potrzeby jakiegoś szczególnego eksperymentowania z tematem. Kompoty dla Bąka stoją już w piwnicy, a na naszym trzecim piętrze truskawkowa fiesta trwa!












Mój niezawodny sposób na kruszonkę to 140-85-50 (mąka-masło-cukier), 180 stopni i 35 minut:D Kiedy znowu pieczemy?

wtorek, 24 czerwca 2014

O tym, jak coś zrobiłam i nie pożałowałam

Najlepszym sposobem, żeby zacząć się wyrabiać, jest po prostu zacząć coś robić. To mój sposób na tajm menydżment i choć często o tym zapominam i daję się zakopać pod stertą rzeczy do zrobienia, to czasem mi się udaje. A wtedy czuję się taka zorganizowana i ZASKOCZONA. Łał, to było takie proste i zajęło mi 5 minut...Tak było z elderflower cordialem, zwanym po naszymu syropem z kwiatów czarnego bzu. Od kilku lat miałam zamiar go zrobić i spróbować jego smaku, takiego wybitnego podobno. I tak czas leciał, a ja mówiłam, że w tym roku to już na pewno muszę zrobić syrop. No i w TYM roku to już tak bardzo musiałam go zrobić, że wysłałam Endiego w krzaki, żeby mi z 20 baldachów skołował i wrócił chłopina zwycięsko. I w ogólnym braku czasu znalazłam chwilę, żeby ten kordial wreszcie nastawić. Korzystałam z tego przepisu, trochę go zmieniłam jak zwykle, bo miałam tylko 1 cytrynę i nieco więcej kwiecia. Dawno nic nowego tak mi nie zasmakowało. Jeśli nie znacie smaku tego syropu, to po prostu wyobraźcie sobie zapach pyłku kwiatowego:D Nom nom:D Na dowód natychmiastowej miłości, jaką zapałałam do tej mikstury, powiem tylko, że za kilka dni poszliśmy już razem z Endim w krzaki, żeby zrobić drugą turę, bo nam jednej było mało!










Na ostatnim zdjęciu w roli głównej wystąpił garnuszek wypatrzony na targu staroci w Bytomiu:D Wypatrzyć go było trudno w gęstym papierosowym dymie, który niczym smog spowił cały teren. Ach, mieć worek pieniędzy...przynajmniej ze dwa drewniane konie na biegunach i jedne sanie przyjechałyby z nami do domu:D

Pozdrawiam zapachowo, następna kordialowa aktywacja za rok:D

czwartek, 19 czerwca 2014

Konfitura z płatków róż

Najbardziej wyczekana i ukochana. Przypominająca radosną stronę dzieciństwa jak nic innego. Widok makutry stojącej w ciemnej i chłodnej sieni, przykrytej ściereczką, kryjącej w sobie roztarte płatki najbardziej aromatycznych kwiatów, jakie znam, pozostanie ze mną chyba na zawsze. Przynajmniej taką mam nadzieję. "Dziś sam jestem dziadkiem...", a w mojej kuchni ma miejsce ta sama procedura. Tylko babci już nie ma, a do chłodnej i zimnej sieni jeżdżę najwyżej raz w roku. Enyłej, dobrze, że chłodna i zimna sień nadal na mnie czeka:D tegoroczne wakacje już zaplanowane:D Zawsze się rozpiszę, a tymczasem fotorelacja z kręcenia konfitury czeka:D Po 2 latach nieurodzaju na naszej różanej miejscówce znów zakwitły dzikie róże w obfitości umożliwiającej utarcie zapasów na kolejne 2 lata:D Dziękujemy ci, łagodna zimo! Dziękujemy ci, nasza leśna miejscówko! Dziękujemy wam, białe pająki (które lubią sobie zamieszkiwać w różowych kwiatkach), że już powoli nie spotykam was w naszym domu! Dziękujemy wam, komary, że jeszcze was nie było! Dziękujemy ci, teściowo, że zajęłaś się Leonardziem, a my w upale, gumioczkach i pocie czoła mieliśmy randkę w krzakach:D Ach, co to były za zbiory!











Od kilku lat próbuję założyć własną plantację dzikiej róży, a ten rok chyba będzie najlepszym jak dotąd. Zaliczyłam już kilka wpadek - sprzedawcy zarzekali się, że to odmiana o pełnych kwiatach, lepiej nadająca się na konfiturę, po czym rozwijały się pięciopłatkowce. Założyłam też plantację (4 krzaki:P) składającą się z odmiany Exception, która właściwie jest odmianą półpełną, a płatki środkowe nie najlepiej się wykształcają. W tym roku, podczas wystawy kwiatów w Chorzowie, zainwestowałam w 2 krzaki odmiany Hansa, podobno najlepszej z najlepszych:D Róże jednak nie kwitły, pąków na razie nie widać, może na jesień, a wtedy się okaże, czy pan się przypadkiem nie "pomylił". Jestem napompowana nadzieją, bo ostatnio widziałam pięknie kwitnące krzaki w nowym, dopiero co założonym ogrodzie, więc jak widać pełna róża nie jest domeną starych zapuszczonych ogrodów przy walących się wiejskich chałupach;) 

Co do wystawy w Chorzowie, a właściwie kiermaszu kwiatów, bo z wystawy to niewiele zostało, to w tym roku była genialna. Miała miejsce w łikend około 9 czerwca, miesiąc później niż zwykle, dlatego brakowało azalii, za to królowały róże. Róże tak cudowne, że z dnia na dzień stałam się ich entuzjastką (do tej pory były mi raczej obojętne, kłuje to to i dostaje choroby grzybowej, wrażliwe jakieś...). Czekam tylko na dzień, w którym będę zakładać własny ogród, wtedy popuszczę pasa i wodze fantazji;) Polecam gorąco, brawo dla organizatorów wystawy - tym razem się udało, oby tak dalej!

Pozdrawiam różowo:D