sobota, 16 sierpnia 2014

Piknik

Tego lata słowo piknik wymawiam średnio codziennie. I choć nie zawsze wiąże się z zapakowaniem frykasów do wiklinowego kosza (którego nie posiadam, wobec czego pakuję strawę do jutowej torby na zakupy... koszyk to jednak byłby stylowy!), to zawsze kończy się posiedzeniem na trawie. Jak zwykle musiałam jakieś słowo przystosować na potrzeby własne i w tym roku piknik zastępuje grilla, ciasto serwowane na tarasie i wycieczkę w celu podlania kwiatków;). Każda okazja jest dobra!









Było, minęło:) W roli głównej melaminowa zastawa piknikowa, kupiona w Home&you - jak zwykle z myślą o moim wymarzonym tarasie (zawsze wszystko zaczynam od końca;)) Cieszę się ogromnie, że w tym roku udało mi się ją wydobyć z szafy i użyć - w takich okolicznościach nawet banalny deser smakuje wyjątkowo!


To zdecydowanie mój ulubiony mebel ogrodowy;) Ostatnio pokusiłam się o wymianę wielkiej grubej niemiłej poduchy na uroczy ikeowy materiał. Zakochałam się w nim:)

I główny punkt programu, czyli... koc piknikowy? Nie. Leonardziu. Gościu wie, jak rozkręcić dobrą imprezę plenerową:D Posiada swój własny pled, z którego z łatwością można się przedostać na trawę. Czasem mam wrażenie, że ten pled tylko mu przeszkadza w eksploracji gleby:D


Starannie dobieram chłopakowi lektury - niech wie, co za gadzina mieszka na wsi, jak już tam zamieszka;) Jutro szykuje się piknik wielorodzinny. Fajnie:) Smakowitej niedzieli!

piątek, 15 sierpnia 2014

Lato, trwaj!

Uwielbiam zrywać kwiatki do wazonu:D Uwielbiam mieć je w domu i na nie spoglądać za każdym razem, gdy wchodzę do pokoju. Uwielbiam rwać nie swoje kwiatki, przy których się nie napracowałam:D Te w moim ogródku często są taką rzadkością, że poddaję się i wolę zostawić je w spokoju. Dziś w roli głównej werbena ciotki Maryśki:D Dziękujemy sponsorowi posta;)












Na zakończenie pokażę Wam kredens, uratowany przed niszczycielską siłą wujasa na moje osobiste życzenie:D, a w tym roku odrestaurowany przez moich rodziców, którym najwyraźniej bardzo się nudziło na urlopie:P Zamówiłam sobie ten kredens z myślą o naszym przyszłym domu, ale że nie mam jeszcze wizji co i jak, no i że na pewno i tak będzie biały, zezwoliłam dobrodusznie na te działania. Nie wiem jedynie, dlaczego nie mam zdjęcia całości. Ale to innym razem.





Udanego długiego łikendu:D Może jednak będzie pogoda? 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Małosolne:)

Temat wybitnie letni, bo choć ogórki gruntowe spotkałam już w marketach zimą/wczesną wiosną?, to kopru akurat nie dawali;) Jedną z mega przyjemności urlopowych było zapełnienie wielkiego słoja (ściągniętego wcześniej ze strychu, ach przygoda, przygoda:D) pysznymi ogórasami i sfotografowanie całej procedury - w świętym spokoju i w plenerze:D Doczekałam się wreszcie, że wiekowy i mocno sfatygowany stół wyrwał się spod jarzma wielkiej beczki na wodę, którą był ostatnio przyciśnięty (pomysły wujasa dotyczące wykorzystania starych przedmiotów są kosmiczne;)) i zapozował do zdjęć. Następnie został rozebrany na części, wsadzony do naszego sznicelfurgonu (osobowego pojazdu mechanicznego) i przewieziony do pracowni Endiego, gdzie spokojnie czeka na mały lifting. Genialny czy paskudny?












Mam wrażenie, że od nadmiaru zdjęć zakisiłam tego bloga:D Następnym razem będzie kolorowo i bez kwasu;) Pa!

czwartek, 7 sierpnia 2014

Powroty

Jedną z największych przyjemności podróżowania jest dla mnie powrót do domu. Kiedy zaczynam za nim tęsknić, to znak, że wakacje się udały:) I tak właśnie było - świetna pogoda, milion atrakcji, radosne rodzinne spotkania. Do tej pory nie wiem, jak wyrażenie "wypoczynek z dzieckiem" może komuś przejść przez gardło, bo...nie ma czegoś takiego;), ale niech będzie - przeżyliśmy razem mnóstwo dobrych chwil.

Tym razem tygodniowy pobyt w domu z ogrodem miał dla mnie o wiele bardziej praktyczny wymiar. Wyjście na spacer nie oznaczało dwugodzinnej porannej mobilizacji, sprawdzania temperatury przez otwarte okno (nie wiem po co, skoro zawsze źle nas ubiorę;) ) i targania dyliżansu po piętrach. Jak cudownie wystawić przed dom dziecko w wózku, jak tylko się obudzi i naje! Jak genialnie uszukać w ogródku warzywka na Bąkowy obiad! Jak miło widzieć, że buraczki i fasolka smakują mu równie dobrze, co mrożony groszek cukrowy! Jak dobrze wreszcie zjeść śniadanie RAZEM na dworze, na ławce, w otoczeniu zieleni i ...owadów... i opić się kawą, zaplanować dzień i nie zrealizować planu;) Spacerować, spacerować , spacerować, smażyć się na słońcu i w minibasenie chlapać się z młodym człowiekiem:) Najważniejsze to najeść się lodów od Golca, takich prawdziwych, tak śmietankowych, tak bakaliowych i tak czekoladowych, że kartedory wymiękają! Ach, rozmarzyłam się znowu:) Uwielbiam je! Zdjęć za to nie posiadam, co za wstyd. Zdjęcia mam za to inne, każde z innej bajki tym razem, na tematyczne przyjdzie pora:)



Portret rodzinny:)






Kawopicie, czyli moje ulubione zajęcie:)




Winorośla wuja Ricza. Znakomite tło dla całej tej sytuacji - nadają ogrodowi śródziemnomorskiego charakteru. Lubię.


Śniadaniowa fiesta:)


Kąpiel na sucho, jedyny dzień, kiedy pogoda zatrzymała nas w domu.

Urlop już za nami, trwa odliczanie do następnego:) Jeszcze czeka nas wielka niespodzianka, bo sporo zdjęć uwięzionych jest na zenitowym filmie. Znając nas, to pewnie odkryjemy je w połowie grudnia... 

Pozdrawiam nadal upalnie, niech to trwa!