czwartek, 24 grudnia 2015

Radość

Gdzieś tu na pewno jest, już się czai za choinką, już nos wychyla zza garnka z kompotem. Niech będzie jej po brzegi, że aż za słodko się zrobi od tej radości - tego Wam życzę:) I spokoju i wytchnienia:) Wesołych Świąt, Kochani Czytelnicy!



wtorek, 15 grudnia 2015

Płynie

grudzień...Wartkim strumieniem nieogarniania i stresu. Ważne sprawy mieszają się z przyziemnymi, a i tak przyziemne głośniej krzyczą i domagają się niepodzielnej uwagi.

W zamęcie tym tak bardzo brakuje mi sił do świętowania, że najchętniej ukryłabym się w dziupli i przeczekała. Sama tylko nie wiem, jak długo chciałabym czekać i czy w ogóle czekanie jest tym, czego mi potrzeba.

Tymczasem grudzień rozpędza się coraz bardziej, tak, że za chwilę braknie paczuszek na Leonardziowym kalendarzu adwentowym II.

We wpisie, który zapowiadał ten projekt, wyraziłam obawę dotyczącą reakcji Bonka. Powiem Wam coś. Dwulatek jest w stanie pojąć, że na jeden dzień przypada jeden "prezent". Ale rozumie to rano, gdy już jeden z nich opanuje. Po powrocie ze żłobka o niczym już przecież nie pamięta. Mamy za sobą awantury połączone z tłumaczeniem, po co jest taki kalendarz. Mamy za sobą radość ze znalezionej przed śniadaniem czekoladki (Mami stajl;)). Mamy zaciekawienie, jakie wzbudziła figurka rolnika.

Przede wszystkim jednak mamy instalację, która jako jedna przypomina nam o nadchodzących świętach. Głupio by tak było schować się do dziupli, prawda?






A jak Wasze przygotowania? Rozpędza się rollercoaster?

Ściskam,
A.

środa, 9 grudnia 2015

Na smak

Dziś tak na smak tylko 1 zdjęcie. Moje ulubione ujęcie z pewnej sesji, którą zaaranżowaliśmy z Endim za namową pewnej wyjątkowej kobiety, niezwykle zdolnej Agnieszki, która, jak nikt, inspiruje do działania i podążania za pasją:)

Zmobilizować mnie do zrobienia czegoś, co sprawia przyjemność jest mega wyczynem. Po prostu zawsze znajdę wymówkę, bo tyle rzeczy o wyższym priorytecie jeszcze nie zostało wykonanych. Przecież nie mogę teraz rozkładać bombek, skoro mam ryzę prac do przejrzenia. Pułpka to - chlast! Ta ryza nigdy przenigdy się nie zmniejszy, po co więc próbować to zmienić?

Ponieważ Endi ustalił mi dedlajn, trzeba było zmusić się do przyjemności. Ach, co to była za niedziela! Gdyby każdy dzień mógł tak wyglądać...:)


Właściwie to piszę o tym, bo jest sprawa. Aga i Endi organizują konkurs, w którym do wygrania jest coś cudownego. Po szczegóły i więcej zdjęć zapraszam tu: happy-place.pl

Przyjemności Wam życzę i radosnego oczekiwania:) Wciągającej lektury też, bo blog Agi jest wyśmienity!

A.

środa, 2 grudnia 2015

Prezent. Drugi. Inny.

Czy wyhodowałam sobie w domu małego materialistę i konsumpcjonistę? Strach się przyznać, ale słysząc jego wypowiedzi, okaże się, że TAK.

Leonardziu ma wiele do powiedzenia na różne tematy. Bardzo interesujące rzeczy mówi. Od dnia urodzin, w którym to zasypany został prezentami, nie może odgonić od siebie natrętnych myśli związanych z odpakowywaniem podarunków. Dlatego ciągle się ich domaga. Wszędzie je zauważa. Wszystko chce sprawdzić. Pragnie nawet dawać prezenty innym, pakować je w papiery i otwierać ponownie. Wciąż tylko PREZENT. DRUGI. INNY.

Chcąc wyciszyć jego żądze, powinnam zabrać z pola widzenia papiery, pudełka i przesyłki. A ja co robię? Kalendarz adwentowy, prezentowy właśnie. Od dawna obmyślany i planowany, teraz czeka na swoje 5 minut. Te pięć minut to za chwilę, najpierw mała zapowiedź zdjęciowa.

W sumie fajnie, że już 2 grudnia i jak zwykle się spóźniłam, będzie o 2 pakuneczki mniej do przygotowania;)

Jedyne, co mnie martwi w tej całej kalendarzowej sytuacji to to, że jak Bonku zobaczy te wszystkie zawiniątka, to nie będzie chciał czekać do 24 grudnia, żeby sprawdzić, co jest w środku. Obawiam się, że zakończenie tej historii będzie głośne i gwałtowne, podsumowane bardzo prostym przekazem.

PREZENT. DRUGI. INNY.











Naładowana pozytywną energią ruszam do dalszej pracy. Co za radość, że przez najbliższe godziny moim największym zmartwieniem będzie to, gdzie przywiązać sznurek. 

Pozdrawiam Was serdecznie
A.

czwartek, 19 listopada 2015

Coś jeszcze

Pewnego razu w lesie wydarzyło się coś jeszcze. Swoje pięć minut przeżyły słoiczki z sokiem malinowym w seksi czapeczkach zrobionych BARDZO na szybko tego samego ranka, co pamiętna rocznicowa sesja. Jakoś się mnie wena dziś nie trzyma, mimo całkiem niezłych warunków;), dlatego zostawię Was ze zdjęciami i małą zapowiedzią. Przede mną zmiany, o nich już niedługo (niedługo = za górami za lasami za 10 sprawdzianami).











Pysznego piątku. Nieoficjalnie ogłaszam weekend:>
A.

wtorek, 10 listopada 2015

Pewnego razu w lesie

Coś Wam pokażę. Tak w tym roku obchodziliśmy rocznicę ślubu:> Odstawiliśmy Bączka do babci, a sami hyc! spakowaliśmy do naszego zabytkowego pojazdu równie zabytkowy stół, kilka siatek skarbów i żywności (niezabytkowej, całkiem świeżej;)) i udaliśmy się do lasu. Zamiast rozłożyć sobie koc piknikowy i zjeść pod tym stołem deser w romantycznym spokoju, zaczęliśmy w pośpiechu wystawiać artefakty na światło dzienne, jakże ulotne.

Nie chcę deprecjonować poprzednich rocznic, bo na pewno były bardzo udane:P, prawda jest jednak taka, że ich nie pamiętam. Pamiętam za to tę, rocznicę nr 6:















Gratulacje dla tych, co dotrwali do końca tego wpisu. W tym miejscu chciałabym podziękować Endiemu, który nie dość, że się ze mną ożenił!!, to jeszcze namówił mnie na spełnienie jednego z nieśmiałych marzeń, jakim było zabranie stołu na wycieczkę. 

Endi ma dużą wprawę w organizacji tego typu rozrywek dla mebli ze swojej pracowni. Meble te są jednak mniej pokaźnych rozmiarów. Pełna podziwu jestem dla naszego wspaniałego bolida, który po raz kolejny zaskoczył nas swoją pojemnością. Jeśli chcecie auto, które przewiezie w środku ikeowe łóżko z materacem i komodę lub pół tartaku lub też solidny stół w jedynym kawałku, a do tego obowiązkowo dwie sztuki dorosłych, śmiało wybierzcie fał wej polo, koniecznie wiekowe (nie wiem, ja te nowe wymuskane by sobie poradziły z taką zawartością). Kryptoreklama udana. Fał wej - czekam na honorarium:P

A Wam jeszcze raz dziękuję za cierpliwość. Co za flow!

Następnym razem dodam coś jeszcze.
Pięknego święta Wam życzę. Jak będziecie jutro/dziś celebrować wolność?

A.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Pamięć papierowa pamięć cyfrowa

To prawidłowość jakaś, że jak napalam się na dzień, wolne czy wydarzenie po prostu, to one najzwyczajniej w świecie niedoskonałe się stają. W jednej chwili "krótki dzień" zapewnia taką dawkę stresu i irytacji, że starczy ich na kilka kolejnych, a parę bezmyślnych kliknięć kasuje kilkuletni dorobek telefoniczno-fotograficzny. Co mam na myśli? Jakąś godzinę temu uzmysłowiłam sobie, że straciłam pierwsze zdjęcia Leonardzia, kilka kolejnych pamiątek z późniejszego okresu, całą kolekcję zdjęć Dzika w różnych konfiguracjach legowiskowych, a co najgorsze, postradałam też takie selfie naszej trójki, bardzo intymne, zrobione w jeden z pierwszych wspólnych weekendów.

Panika.
Wściekłość.
Tyle razy miałam je zgrać na komputer.
Przecież to nie pierwszy raz, jak tracę takie pamiątki.

Potem interwencja mojego prywatnego speca od komputerów i jest jakiś efekt. Zadowalający.
Ale TEGO selfie nie ma. Pewnie dlatego będę pamiętać ten widok do końca życia, bardzo chcę.

W takich chwilach jeszcze bardziej dociera do mnie, że zdjęcia trzeba drukować. Trzeba je mieć upchane w szafce pod pudłami, niepowklejane do albumów, zapomniane i wymieszane. Trzeba wybierać, zgrywać, płacić. Inaczej żywot ich krótki.

Odkąd Lelon zawładnął naszym budżetem, prawie nie robimy odbitek, nie dla siebie. Ciągle sobie wypominamy. Aż wreszcie przychodzi taki dzień jak kiedyś i taka chwila jak dziś. Pewnego dnia przy zgrywaniu zdjęć na zapasowy dysk, strąciliśmy ustrojstwo na ziemię i cyk! przepadły takie świadectwa naszej wspólnej drogi, że do tej pory mi żal. Żal mi też zbieranych w pośpiechu pamiątek ze Szkocji. Ale dziś najbardziej mi szkoda naszego selfie.

Od teraz robimy odbitki regularnie, słowo harcerza.

A na pocieszenie może jakiś smaczek? Ciekawe rzeczy przywrócił do życia program do odzysku danych:D




Ciekawa jestem, jak to u Was jest z drukowaniem zdjęć. Jest tu ktoś, komu udaje się to robić regularnie? Znam tylko jedną taką osobę;) Kto mnie nauczy?

Do następnego,
A.



sobota, 31 października 2015

Sobota

Taki poranny kadr dla Was złapałam. Za oknem mglisto, w domu bardzo slow, nawet Leonardziu pobił rekord snu. Rozjaśniam październikowy mrok i w sumie cieszę się na nadchodzące dni. Lubię bardzo zapach wosku i łuny rozświetlające niebo wieczorową porą.










Udanej soboty Wam życzę, rozświetlonej i cichej:)

A.





piątek, 30 października 2015

Kto lubi cebulę?

No kto? Ja nienawidzę. Wyczuję wszędzie, a jak już wywęszę to odruch wymiotny gwarantowany;) Są jednak pewne wyjątki. Obok tych nie przejdę obojętnie, gdy leżą sobie takie błyszczące i grubiutkie w supermarketach, wyszukuję ulubione lub rzadkie, zawsze utopię w nich więcej kasy, niż bym chciała i mogła;) Po mamusi mam tę słabość. Mama moja mawia, że skoro nie pali papierosów, może sobie "od czasu do czasu" pozwolić na cebulowe szaleństwo. Prawda jednak jest taka, że bardziej by się jej opłacało palić po 2 paczki dziennie, niż od czasu do czasu robić zakupy z takim rozmachem;)

A ponieważ ja też nie palę, to regularnie pozwalam sobie kontynuować rodzinną tradycję:D

W tym roku postawiłam na szachowniczki i blue bellsy, tulipany i hiacynty to oczywista oczywistość, do tego jakieś dziwactwa na próbę. Pewnego sobotniego popołudnia zakasałam rękawy i ruszyłam w tany. Efekt jest taki, że nie wiem, jaki, bo zdążyłam już zapomnieć co i gdzie wsadziłam. Wiosna będzie moja:) Nie mogę się doczekać!






Czy jest tu jeszcze ktoś, kto tak jak ja nie może się oprzeć cebulowemu szaleństwu?

Pozdrawiam,
A.