piątek, 30 stycznia 2015

Zielony!

To jeden z moich najukochańszych kolorów. Barwa soczystej trawy, świeżych liści, awokado, ulubionych talerzy i szklanek, nieśmiałej wiosny, pistacji, sałatek, wiosennego płaszcza, kiełków. Mam totalną słabość do tego koloru:)

Ożywia mnie i cieszy. Jestem człowiekiem ziemi, widok zieleniącej się trawy nieśmiało wyglądającej spod śniegu wystarczy, żeby uruchomić mięśnie odpowiedzialne za uśmiech i strumień myśli związanych z ciepłymi porami roku:)

Druga wesoła nowina to kiełki. Rzeżucha należy do przysmaku wszech czasów, uprawiam ją od zawsze, czyli od czasu, kiedy takie cuda nie były jeszcze modne;). Dawniej to mama narzekała na przykry zapach, który generuje się podczas namaczania nasionek, teraz robi to małżon, ale efekt końcowy jest warty małego wietrzenia;) Na szczęście Endi też polubił kiełki, w sklepach istna rozpusta, więc kiełkowe szaleństwo trwa. Zdecydowanie wolę je od przeźroczystych pomidorów i gorzkich ogórków.

Zapraszam na śniadanie:)












A Wy? Lubicie zielony? A kiełki? A które najbardziej?:)
Po kiełkach pora na kawę, nie może być za zdrowo przecież, za to musi być wesoło:D

Trzymajcie się ciepło i radośnie:) Widziałam się już z weekendem, będzie dobrze:)

A.

czwartek, 29 stycznia 2015

Lubię zamknąć za sobą drzwi i 4/52.

Właśnie to zrobiłam. Zamknęłam najpierw drzwi do szafy, a za nimi zestaw podręczników. Następnie zamknęłam drzwi do sali. Potem drzwi do pokoju. Potem kolejne. Potem zamknęłam drzwi samochodu. To już. Już jestem sobą, ściągam maski, nakładane przez cały trudny tydzień. Odklejam uśmiech, łagodzę pionową zmarszczkę na czole, zdradzającą skupienie. Oddycham i rozciągam mięśnie szyi. Dzisiejszy wieczór będzie mój.
I jest.
Bezczelnie udam, że wcale się nie spóźniłam z projektem. Właściwie to do dziś byłam przekonana, że portretu 4/52 nie będzie. Bo tego tygodnia nie chcę po prostu pamiętać. Wyssał ze mnie wszystkie siły i radość życia.
Na szczęście zamknęłam już drzwi i znów jestem sobą. I mam dla Was zdjęcie Leonardzia z zeszłej niedzieli. Tym razem to moja mama zrobiła nam pączkową fiestę (to się nazywa dieta!), a mały konsument nie wzbraniał się już przed miłością do tego produktu:D Musieliśmy szybko zjeść, żeby go nie kusiły;) Jego preferencje wskazują na bliski związek genetyczny z linią podkarpacką - interesują go tylko i wyłącznie pączki z różą:)

Oto on, pochłaniacz:D


A portrait of my son, once a week, every week in 2015.
Leonard: eating the best doughnuts in the world made by his granny:)

Plan na najbliższy weekend to odzyskać równowagę. O niczym innym nie marzę. No dobra. Pragnę jeszcze rozprostować zmarszczki i dotlenić mięśnie. Cudownie:)

Energii kosmicznej Wam życzę, przyda się:)
A.


wtorek, 20 stycznia 2015

Bażant bananowy, który uratował niedzielę

Nie, nie chodzi o rosół:) Do bazyliki w katowickich Panewnikach wybraliśmy się w zeszły łikend - skuszeni obietnicą zobaczenia niezwykłych szopek, w tym żywej, szczególnie ze względu na zainteresowania naszego syna:)

Spodziewałam się sama nie wiem czego. Chyba fajerwerków i przejażdżki na kucyku. Jako pierwszą obejrzeliśmy szopkę ruchomą - dobrze dopracowaną, która spodobała się nawet naszemu kapryśnikowi. Numerem dwa była część ożywiona:) Bracia mają sporo gatunków kur, ale zimowa sceneria im nie służy, króliki i kozy występowały za to w pełnej okazałości, jeszcze parę zwierzaków i...to by było na tyle. Jak dla mnie - zbyt mało. Rozpuściły mnie wizyty w chorzowskim zoo, które nieustannie mnie zachwyca, a w ostatnim czasie po prostu oczarowuje nowoczesnością:) Tak więc w Panewnikach fajerwerków nie było. Był za to ptak ognisty. Uwiódł mnie, zachwycił, pochłonął całą uwagę. Bażant bananowy.

Pewnie o tym jeszcze nie pisałam, ale bażanty to dla mnie jedne z najpiękniejszych ptaków. Jeden wypchany - trofeum myśliwskie dziadka? - ozdabiał babciny przedpokój. Jak on mi się podobał! W czasie studiów, gdy podróżowałam pociągiem przez opolskie wsie, liczyłam sobie gagatków dla rozrywki. Teraz podglądam "kurki", które mój tata regularnie dokarmia pszeniczką. Zawsze mnie bawi, jak głodne darmozjady próbują nas krzykiem wypłoszyć z podwórka;) Cieszę się ogromnie, że Leonardziu może sobie te bażanciki karmić i oglądać. Tyle w temacie ornitologicznym. Zamieniam się powoli w doktora Kruszewicza:D

Bazylika piękna. Po prostu. Reszta na zdjęciach:)






















Bażant stał się inspiracją do dalszych działań twórczych. Choć jeszcze faza przygotowań i planowania, ekscytacja trwa:) 

Podobno jak się wypowie marzenie głośno, to ono ma większe szanse na realizację. Marzę o posiadaniu kilku kurek, takich szczęśliwych, jedzących trawę i kamyczki i robiących pok pok pok, ewentualnie koko koko kokodak. Tylko żeby mi ich wybieg nie psuł widoku na ogród;) Gdyby nie ten mały defekt, już bym planowała wystrój kurnika;)

A dla wytrwałych, którym udało się dobrnąć do końca moich fascynujących opowieści mam pytanie:D Lubicie kurki? Głaszczecie? Widzicie różnicę w szczęśliwych jajkach?

Ściskam jak drzwi!
A.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Pączkowanie:D

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Rodzinnej tradycji stało się zadość i po 4,5 godzinie ostrej siłowni pączki były w komplecie. Tym razem z konfiturą z płatków róż - Lelonowe i moje ulubione:) oraz z konfiturą z czarnej porzeczki - wymysł Endiego, również rewelacyjne.

Szkoda, że po zjedzeniu trzech włącza mi się lampka "Stop. Dietka." I jem dalej:D Dziś od rana Leonardziu wypatruje półmiska i woła "A A A A!" co ma chyba oznaczać, że pączek chce sobie wsunąć pączka.

Kreatywność Endiego w kuchni irytuje mnie, bo lubię tradycyjnie:D Ale pączki kwadratowe i w kształcie tulipanów były wybitnie zabawne i nawet się udały:)





 







To nie są moje ręce!:D











Na ten rok pączków w zupełności mi wystarczy:) Od rana szukam w szafkach i lodówce czegoś słonego na reset, jak na złość nic nie ma;)

Pozdrawiam z pączkowego raju:D
A.

3/52

Ten widok oznacza, że mogę zająć się sobą. Zjeść. Wziąć prysznic. Uczesać. Namalować na twarzy rozpromienienie i dodać spojrzeniu głębi. Potem uśmiech do dziewczyny w lustrze, zakładam chomąto i wio!:D


A portrait of my son, once a week, every week in 2015.

My Sleeping Beauty:)

Mój śpiący królewicz w innym ujęciu. Nie mogłam się zdecydować;)