środa, 28 grudnia 2016

Poproszę więcej światła

Szczęśliwie znaleźliśmy się po jasnej stronie roku. Rozpoznaję to bezbłędnie. Pracownicy TK Maxxa też, bo jeszcze przed świętami zorganizowali miły kącik miłośników ogrodnictwa. Teraz to już tylko światło, zieleń i śpiew ptaków. Zaraz po mrozie, śniegu z deszczem, smogu i błocie. Ja już jestem w nowym sezonie, a Wy? :)


wtorek, 27 grudnia 2016

Post postświąteczny

Mimo szczerej nadziei, że będzie inaczej, skończyło się na zmęczeniu nicnierobieniem, awanturami Bąka i rozlanym soku. Widok sałatki warzywnej utwierdza w przekonaniu, że następna jej edycja będzie dopiero na Wielkanoc. Ozdobiłam dziś (!) pierniki. Wstałam sobie o świcie i tak mnie jakoś naszło. Dobre są. One też przetrwają do wiosny;)

Podsumowując tegoroczny grudzień, mogę powiedzieć, że coś mi się udało. Zamieniłam całonocne ślęczenie nad stroikami i choinką w towarzystwie wróżbitów z TV na dwa dni porządnej, zorganizowanej pracy. Efekt mnie onieśmielił. Nareszcie choinka wygląda tak, jak zawsze chciałam, nareszcie jestem zadowolona z dekoracji. Teraz sobie siedzę w moim królestwie, święcącym, błyszczącym, pachnącym jodłą i kawą i chłonę. No i kontenta jestem, jak rzadko:)

Coś mi się też nie udało. Mam kompleks niedoskonałej matki (poparty badaniami i obserwacjami innych ludzi:P), który staram się rekompensować, wymyślając iwenty na miarę matki twórczej i idealnej. Kolejny raz podjęłam więc wyzwanie zrobienia kalendarza adwentowego dopasowanego do potrzeb. Tylko czyich? Wywieszony w okolicach 5 grudnia, okupiony godzinami pracy i zdobywania treści;) oraz zdrętwiałymi ramionami, zamiast radości, przyniósł tylko frustrację. O ile zasada, że paczuszkę otwiera się raz dziennie, była dość czytelna dla pana syna, to już kolejność rozpakowywania - niekoniecznie. I tak co rano znosiliśmy dzielnie lub mniej dzielnie histerię pod tytułem "Nie chcę tego prezentu, chcę ten największy! ARGHAAAA!" Gdyby moim założeniem nie było sprawienie dziecku przyjemności, to pewnie bym się tym nie przejęła. Postanowiłam przyszły grudzień powitać kalendarzem adwentowym z Biedry z czekoladopodobną masą w kształcie Mikołajów i innych dzwonków. Tak będzie dla wszystkich najlepiej.

Kalendarz napakowany słodyczami (kolejny powód matczynej frustracji) miał też dobry efekt. Zęby pana syna przez kilka tygodni lśniły czystą bielą, bo wiadomo, wróżka-zębuszka kalendarzowa patrzy, czy dziecko myje ładnie zęby i czy może od rana ładować cukierki;)

No i nie zdążyłam wstawić aktualnych zdjęć na bloga i napisać życzeń dla swoich zacnych Czytelników, ale to mi się jeszcze nigdy nie udało, więc spróbuję znowu innym razem. Z resztą wiadomo, że dekoracje mają najlepsze wzięcie w listopadzie, potem już przesyt;) Tak więc przyznaję się, nie zdążyłam ustroić choinki w listopadzie. Następny już niedługo, to może pokazując zdjęcia dziś, będę uznana za pierwszą osobę przemycającą klimat świąt jesienią 2017:)












A na koniec moje ulubione. Mogłabym je podziwiać godzinami:)



U mojej Mamy też mam swoje typy




I choć całe to strojenie wielokrotnie wydawało mi się bez sensu, to tym razem okazało się, że sens jest. Widok wielkich wybałuszonych gał dziecka i jego "Łaaał!" na widok każdej jednej dekoracji (nawet zwykłych zasłon;)) był tego warty:)

Na poświąteczne kontemplowanie choinek i degustowanie pierników przesyłam moc energii w postaci światełek LED.

A.

piątek, 23 grudnia 2016

Czerwony

Dlaczego kolor czerwony kojarzy się ze świętami? Jest to dla mnie prawdziwa zagadka. Ach jak lubię grudniowe stylizacje z kroplą czerwieni. Tylko nie u mnie w domu, bo czerwony zaraz po pomarańczowym to najbardziej niestrawny dla mnie kolor. Jeszcze bombki muchomorki udaje mi się przemycić w tajemnicy przed samą sobą. Drugą tajemnicą wszechświata jest kisiel żurawinowy, który podobno wielu osobom kojarzy się ze świętami. Ale jak to? Jeszcze konfitura żurawinowa, to okej. Ale jakiś kisiel? Chcąc być na bieżąco (albo przynajmniej nie do tyłu), sprawdziłam. I przysięgam, nie ma piękniejszego czerwonego, niż ona:) A kisiel bardzo dobry:)







I to by było na tyle świątecznej czerwieni w moim domu. Następnym razem będzie multikolor z przewagą różu:)

Do usłyszenia:)

piątek, 16 grudnia 2016

Odliczanie

Witajcie, Kochani:) Jeśli jeszcze ktoś tutaj zagląda... Czas ma to do siebie, że im się bardziej śpieszymy, tym szybciej płynie. Dlatego w moim domu regularnie kalendarz adwentowy Bąka zawisa z tygodniowym opóźnieniem, a sezonowe zdjęcia odkrywam w aparacie, kiedy są już mocno przeterminowane (ach te piękne jesienne ujęcia, już zdążyłam zapomnieć, że kiedyś je zrobiłam;)).

W przedświątecznej gonitwie coraz mniej czasu na wszystko, coraz dłuższe kolejki i korki, coraz krótsze dni i jakoś coraz więcej do ogarnięcia. To oznacza, że...trzeba odpuścić. Usiąść jak nikt nie patrzy, trzymając w dłoniach kubek z herbatą malinową, odpalić dźwięki kojące lub energetyzujące w zależności od potrzeb i pobłądzić po czeluściach internetów. Właśnie to robię:) A do tego wrzucam parę zdjęć z tegorocznych przygotowań.









I choć jestem już dość duża:) i staram uczyć się na błędach, przedświąteczna logistyka mnie przerasta, a 24. grudnia zawsze przychodzi za szybko. A jak mają się Wasze przygotowania? Ogarniacie?:)

poniedziałek, 5 września 2016

Ogród botaniczny mojej Mamy

Robi wrażenie na przechodniach, sąsiadach i gościach. Nieustannie zachwyca rodzinę właścicieli. Bizantyjski przepych to za mało, żeby opisać jego bogactwo gatunkowe. Zapraszam Was dziś na jesienny spacer do ogrodu mojej Mamy.























A teraz czas na konkurs dla uważnych. Jaki gatunek nie pasuje do pozostałych? Podpowiem tylko, że z powodu swych gabarytów nie jest mistrzem kamuflażu:)

Uradowana deszczem i tym, że już przestał padać, wracam do swych obowiązków. Mam tylko nadzieję że i mnie niebawem uda się założyć swój własny pas zieleni.

Pozdrawiam,
A.

sobota, 3 września 2016

Jestem w domu

i dobrze mi z tym. Wraz z nadejściem września, miesiąca powrotu do obowiązków i intensywnej pracy, nagle zostałam w domu. W sobotnie popołudnie nie odczułam ciśnienia na wyjście "gdzieś" i zrobienia "czegoś". To się nazywa zwolnienie tempa. I choć trudno mi wymyślić choć jedno konkretne zadanie, które za to popołudnie bym wykonała (nie licząc dziecka w stanie sytości, czystości i szczęśliwości), to jednak nie żałuję, że spędziłam je w domu. Chyba potrzebuję odpoczynku od lata:)



Pozdrawiam z mojego gniazda:)
A.