piątek, 10 lutego 2017

Piąteczku!

Dodaj mi energii proszę, bym zdziałała com zaplanowała była. Trochę porządku tu i tam, to i w głowie się lepiej układa, trochę słońca (dziś podobno w całej PL taka odmiana miła, w Warszawie na Myśliwieckiej już od rana - nie wiem, nie byłam), trochę nowej farby na ścianach, ażeby w kulturze pewnej zamieszkiwać i egzystencję nieco rozświetlić. Piąteczku, przestań już zsyłać na mnie kurierów, bo się sąsiedzi zaczną zastanawiać, czemu tylu różnych panów mnie odwiedza pod nieobecność męża. Ci kurierzy to plaga jakaś, podobnie jak pani z poczty - zawsze wyczują, kiedy usypiam dziecko i zaczną wtedy właśnie wydzwaniać serenady na domofonie. A przecież dziecko wybite ze snu w nieodpowiedniej porze, w  dodatku w piąteczek, to połączenie fatalne! I jeszcze jedno, piąteczku. Wrzuć gdzieś pomarańcze w promo, bo mi się skończyły.






No, to lista życzeń na dziś została zamknięta. Pora wziąć się do roboty:)

Udanego weekendu!

A.

czwartek, 9 lutego 2017

Niektórym już wystarczy zimy.

Na przykład mnie. Minus dziesięć już mi się znudziło. Brudny skamieniały śnieg również. Przyjemne to wszystko było na początku stycznia. W ferie jeszcze też. Miarka się przebrała i zaczęłam nerwowo przebierać nogami do wiosny. To znaczy obstawiać się kwieciem, planować remonty i zasiewy;) i mierzyć wiosenne buty.

Ptaki osiedlowe też się już doczekać nie mogą, bo sobie już podśpiewują hymny uwielbienia dla najpiękniejszej pory roku. A Wy nucicie sobie już pod nosem? :)







środa, 8 lutego 2017

5/5

Taki mam tegoroczny wynik, a nie jest on jeszcze ostatecznie przesądzony:D Okazało się, że osiągnęłam level master w uprawie hipeastrum czy jak się tam nie nazywają te moje amarylisy. Pamiętam te pierwsze lata samodzielnego chowu tychże. Z wielu cebulek, zastawiających mi okna i drażniących językowatymi liśćmi przez większą część roku, dostawałam w nagrodę jeden lub dwa pąki. Oddałam więc większość mamie, bo ma duży dom:D Że źle zrobiłam, wiedziałam już po chwili, bo niewdzięczniki od razu tam zakwitły!

Od tego czasu minęło kilka lat, a moja kolekcja wzbogaciła się o białe, zielonkawe i pełne sztuki. Mam też jakiś przypadkowy czerwony. I nie po raz pierwszy uzyskuję tak świetny wynik jak 5/5 w generowaniu pąków.

Poznałam sekrety tych roślin, albo one poznały mnie i odkryły, że nic ze mną nie zwojują - przystosują się lub zginą:D

Przesadzam co roku do nowej ziemi, do tych samych ciasnych doniczek. Potem czekam na kwiaty. Następnie odstawiam w miejsce, gdzie mnie nie denerwują ich przydługawe liście. Leję nawóz. Po zimnej Zośce wyrzucam na balkon, żeby za często nie oglądać liści. One udają wtedy pelargonie i żłopią nawóz co podlewanie. Pod koniec lata uznaję, że już czas na drzemkę. Ucinam liście i zlecam mężowi wyniesienie ich w całości do piwnicy. Zapominam o ich istnieniu. (Nie drażnią mnie liście.) Mijają święta. Przypominam sobie, że już by trzeba wydobyć cebule z czeluści piwnicy. Zlecam przyniesienie towaru z piwnicy. Historia zatacza koło.

A na koniec jeszcze jedno. Nie próbujcie tego w domu:)

A.