czwartek, 20 kwietnia 2017

Kwiecień

Urodziłam się w kwietniu. I bardzo mi z tym dobrze. Chociaż uwielbiam narzekać i szukać dziury w całym, to do daty moich urodzin nie mogę się przyczepić. Dla człowieka, który czeka cały rok na wiosnę, wielkie przebudzenie, zazielenienie, odrodzenie i wzrost temperatury, osobiste święto w tym czasie to wisienka na torcie:)


W tym roku może to być najbardziej wyjątkowe święto w całej mojej *letniej egzystencji, a może też być całkiem normalne, jeszcze:)

I bez tego kwiecień w tym roku jest dość osobliwy. Ponieważ pogoda to kontynuacja zimy, dom mam obstawiony roślinami, które boję się wysadzić. Mój śliczny mały leśny ogródek, który tak dobrze się zapowiadał (ach, jakie cudowne gatunki tulipanów tam posadziłam, jak pięknie rosły!) przeżył, a właściwie nie przeżył, armagedon w postaci wizyty głodnych saren. Sarny przyszły dwa razy, żeby dokładnie zatrzeć ślady zbrodni. A tydzień po katastrofie panowie postawili nam ogrodzenie... Bąku wyraził nadzieję, że może jeszcze nam zakwitną te tulipany:) Ciekawe, czemu w to nie wierzę:)

I kiedy udało mi się wreszcie przeboleć stratę, spadł ten śnieg. Dużo śniegu. Bąku zachwycony:)

Z wielką nadzieją patrzę w kalendarz, przecież zima nie może trwać wiecznie, zwłaszcza w moim ulubionym miesiącu!

Ślę Wam pozdrowienia i dziękuję, że nadal się tu pojawiacie:) A, jeszcze nowość. Zaanektowałam sobie kawałek przestrzeni na Instagramie, tu można mnie znaleźć.

Zapraszam!

A.



2 komentarze: